Quantcast
Channel: Joanka-z - blog o szyciu
Viewing all 190 articles
Browse latest View live

Kombinezon - dinozaur dla dziecka

$
0
0
Szukacie przebrania dla swojej pociechy? Uszyjcie ją sami! Pokażę Wam jak tanim kosztem, krok po kroku wykonać kombinezon - dinozaura w oparciu o darmowy wykrój dostępny na Papavero.pl!


Znacie Papavero.pl? Jeśli nie to polecam - znajdziecie tutaj darmową bazę wykrojów do domowego użytku! Praca z przygotowanym wykrojem jest o tyle sprawna, że wybieracie konkretny rozmiar i ściągacie przygotowany według niego, gotowy wykrój z naniesionymi już oznaczeniami. Wystarczy wydrukować zgodnie z instrukcją poszczególne części na drukarce, skleić je (spokojnie, kolejność jest oznaczona) i... do roboty! Po wydrukowaniu zwróćcie uwagę, że na stronie uwzględniony jest ok. 1,5 cm margines, który należy odciąć.

Kombinezon wykonamy na podstawie wykroju bluzy i spodni, które poniżej prezentuje nam na sobie Filip, wielki fan Spinozaurów. Strój od razu wpadł mi w oko - aż znowu chciałoby się być dzieckiem! Tym bardziej, że sama też miałam dinozaurową fazę! 
Źródło: papavero.pl
Strój Filipa troszeczkę przekształcimy w oparciu o jego części garderoby:      
wykrój bluzy - KLIK
wykrój spodni - KLIK

Potrzebujemy:
- zielona polarowa tkanina lub dzianina dresowa - ja wykorzystałam polarowy kocyk kupiony za 12,50 zł w Jysk (130x180 cm; równowartość 1,5 mb),  ilość jest wystarczająca do uszycia rozmiaru 98_S. Polar i dres są o tyle wygodne, że się nie strzępią i nie wymagają obszycia.
- resztki żółtego polaru (można wykorzystać również tkaninę bawełnianą), potrzebujemy kawałka 25x35cm,
- zamek 45cm,
- wydrukowane wykroje na spodnie i bluzę ze strony papavero.pl (szyję rozmiar 98_S),
- nożyczki, szpilki i taśma.
Łączny koszt:
koc - 12,50zł + polarowe resztki - 0zł + zamek - ok. 0,40zł (w hurtowni*) = 12,90zł

*Jeśli macie dostęp do hurtowni umożliwiającej zakupy detaliczne - wybierzcie się do niej! Przebitka w pasmanteriach jest najczęściej 4-krotna!

WYKRÓJ

Zaczynamy! Po wydrukowaniu i przygotowaniu wykroju otrzymujemy poniższe części. Wprowadziłam własną numerację, dla ułatwienia instrukcji:

1 - przód (bluza)
2 - przód (spodnie)
3a,b - tył (bluza)
4 - tył (spodnie)
5 - rękaw
6 - ściągacz rękawa
7a,b,c - kaptur
8 - ściągacz bluzy - wykorzystamy jako łącznik dla kombinezonu
9 - ściągacz spodni - nie będzie nam potrzebny!

Plan jest taki: musimy dopasować wykrój bluzy i spodni tak, aby je scalić w wykrój kombinezonu. Zajmijmy się najpierw tyłem. Złączmy części 3a i b w jeden "kawałek". Odetnijmy z części 3a niepotrzebne nam zapasy na szwy (zaznaczone na zdjęciu przerywaną linią), i "doklejmy" ją do części 3b - pasują idealnie.
Teraz musimy połączyć górę z dołem. Zarówno u dołu w bluzie, jak i u góry w spodniach powinien być ściągacz. Zastosujemy jeden ściągacz (8) i wykorzystamy go jako "łącznik-przejściówkę". Ściągacz w bluzie docelowo powinien być wycięty w jednym kawałku, który później powinno się złożyć na pół - w naszym przypadku potrzebna będzie tylko połówka, więc tniemy go wzdłuż środkowej linii. 
Tak przygotowany pasek umieśćmy między częściami bluzy i spodni:
Dolna krawędź części tyłu bluzy (zszyte 3a i b) ma tą samą szerokość, bo górna krawędź tyłu spodni (4). Ułóżmy je równo względem siebie i wklejmy między nimi pasek (widoczne po prawej stronie poniżej). Przednia część nie pasuje do siebie tak idealnie. Dzieje się tak, ponieważ górna część spodni jest u góry zwężona, a linia wykroju biegnie lekkim łukiem (widoczne po lewej stronie poniżej).
Wyprostujmy ją. Miejsce, w którym zaczyna się zwężenie spodni jest oznaczone na wykroju poziomą kreseczką. Przyklejmy kawałek prostego paska, prowadzącego od tego punktu do dolnej krawędzi bluzy.
Odetnijmy zbędne fragmenty paska. W ten oto sposób mamy gotowy wykrój na kombinezon (część 1 i 2)! 
Dodajmy jeszcze dwa oznaczenia: w części 1 zaznaczmy sobie miejsce wszycia zamka. Zaznaczmy jego koniec 40 cm od górnej granicy. Zaznaczmy też miejsce na wszycie ogona. Każdy dinozaur powinien mieć ogon :D Wszyjemy go w odległości 35 cm od karku, ogon będzie miał 15 cm szerokości. 
Tak przygotowane części ułóżmy na podwójnie złożonym materiale prawą stroną do środka (wszystkie części musimy mieć wycięte podwójnie). Wykreślmy też trójkątny ogon. U podstawy ma 17 cm, wysokość 50 cm. Wytnijmy.

Wytnijmy jeszcze żółte romby: 2x duże, 2x średnie, 4x małe.

SZYJEMY!
Zacznijmy od rombów. Złóżmy je na pół i przetnijmy tak, aby tworzyły trójkąty - zszyjmy wzdłuż dwóch krawędzi i wywińmy. Pamiętajmy za każdym razem o zabezpieczeniu szwów przed pruciem.
OGON
Przygotujmy 4 trójkąty i ułóżmy równomiernie na ogonie od największego do najmniejszego. Przypnijmy je szpilkami do jednej warstwy materiału. Nałóżmy na nią równo drugą część ogona i obszyjmy boki. Wywińmy u podstawy.
PRZÓD
Ułóżmy na sobie obie części przodu i zszyjmy podkrój kroku od miejsca, w którym zaznaczyliśmy dolną granicę zamka. Następnie ułóżmy zamek, przyfastrygujmy go lub przypinijmy szpilkami. Przyszywamy - posłużyłam się półstopką.
Koniec zamka zabezpieczyłam poprzecznie prostym ściegiem.
TYŁ
Na jednej z części tyłu ułóżmy w zaznaczonym miejscu ogon - przypnijmy go szpilkami. Na grzbiecie przypnijmy równomiernie pozostałe trójkąty. Przyłóżmy drugą część tyłu (prawąstroną do prawej) i zszyjmy ze sobą tylny szew aż do podkroju kroku. 
KAPTUR
Zszyjmy poszczególne szwy według kolejności pokazanej na zdjęciu poniżej. Najpierw zszyjmy jedną część kaptura: dwie środkowe części tyłów (1), następnie wszyjmy części boczne (2). Teraz druga część kaptura (3 i 4). Następnie zszyjmy je razem ze sobą (5).

Teraz podwińmy pod spód zapas przeznaczony na podłożenie. Zepnijmy szpilkami i przyszyjmy wzdłuż krawędzi. Ja przeszyłam dwa razy.
Złóżmy ze sobą przód oraz tył kombinezonu prawymi stronami do siebie. Zszyjmy je na ramionach.
Rozepnijmy zamek i dopasujmy kaptur tak, aby tylne szwy oraz szwy ramion równo się ze sobą schodziły. Zepnijmy szpilkami lub przefastrygujmy. Zszywamy.    
RĘKAWY
Wycięte ściągacze złóżmy na pół, według linii zaznaczonej na wykroju. Naciągnijmy je tak, by dopasować je do dolnej krawędzi rękawa. Zepnijmy szpilkami lub przefastrygujmy. Zszywamy.  
Rozłóżmy cały strój na płasko i dopasujmy główki rękawów (oznaczone na wykroju) oraz zadbajmy o to, by zaznaczenia przy górnej krawędzi rękawa pokryły się z zaznaczeniem pod pachami na przednich częściach wykrojów. 
Teraz złóżmy kombinezon na płasko prawymi stronami do wewnątrz i zszyjmy oba jego boki jednym ściegiem od rękawa aż po koniec nogawki. Zadbajmy to to, by szwy pod pachą równo się zeszły.
 
KOŃCZYMY!
Pozostaje nam jeszcze zszycie wewnętrznych boków nogawek...
... i podłożenie nogawek. Przeszywamy i gotowe! Wywińmy dinozaura na wierch cieszmy się gotowym strojem :D


Po przymiarce okazało się, że ciotka przegięła z długością nogawek, ale podłożenie nie będzie problemem. Strój będzie na pewno pasował i za rok ;)


Szycie kombinezonu było u mnie pierwszym sprawdzianem dla JUKI HZL-F600 - spisała się wyśmienicie!

Powodzenia!
Joanka

DIY: uszyj małą kopertówkę w 20 min!

$
0
0


Ślub, wesele, kolacja w restauracji a może studniówka? Mała, poręczna kopertówka przyda się zawsze! Uszycie jej jest niezwykle proste i może nam uratować oraz pięknie uzupełnić kreację dosłownie w 20 minut! Pokażę Wam krok po kroku jak uszyć sobie małą kopertówkę, która może pełnić również rolę eleganckiej kosmetyczki.    

Potrzebujemy:
- tkanina wierzchnia (ja użyłam grubej, jedwabnej tkaniny) podklejona grubą flizeliną - im grubsza tkanina i  im większa gramatura flizeliny, tym lepiej: dwa prostokąty 15 x 26 cm + 2 małe prostokąciki 3 x 4 cm
- podszewka (u mnie czarna bawełna): dwa prostokąty 15 x 26 cm + 2 małe prostokąciki 3 x 4 cm  
- zamek 22 cm (ja skróciłam nożyczkami dłuższy zamek)
- 60 cm lamówki bawełnianej
- szpilki, nożyce.


Zaczynamy od zamka. Na końcu suwaka układamy prostokącik tkaniny wierzchniej (na wierzch) i podszewki (spód), prawymi stronami materiału do wewnątrz. Spinamy szpilkami, przeszywamy. Następnie wywijamy i przeszywamy ponownie wzdłuż granicy z suwakiem. 


Drugą stronę zamka wykańczamy analogicznie. Dla ułatwienia zszyjmy koniec suwaka, aby nam się nie rozchodził podczas szycia.


Złóżmy ze sobą jedną część wierzchnią i część podszewki prawymi stronami do środka. Wsuńmy między ich dłuższe krawędzie zamek. Spinamy szpilkami (lub fastrygujemy) i szyjemy. Pamiętaj o zabezpieczeniu końców szwu.


Wywińmy "ściankę" i przeprasujmy - dla późniejszej wygody szycia :) Przeszyjmy całość prostym ściegiem wzdłuż górnej granicy. Tak samo przygotujmy drugą część "ścianki".

 
Wywińmy całość i przeprasujmy. Następnie składamy kopertówkę na pół, wierzchnią stroną do środka. Pamiętaj, aby zostawić otwarty zamek :) Zepnijmy obie częsci boczne razem szpilkami i przeszyjmy wzdłuż trzech boków.


Przycinamy nożycami nierówne brzegi, ścinamy rogi. 


Czas na lamówkę! Niektórzy boją się lamówek, myślą, że to coś trudnego - nieprawda! Zobaczcie jak szybko i estetycznie wykończymy boki! Rozchylmy zagięty bok lamówki i ułóżmy go wzdłuż obszywanego boku. Następnie przeszyjmy prostym ściegiem całość, sunąc wzdłuż linii zgięcia lamówki.    

Wywińmy lamówkę na drugą stronę, otulając obszywany bok. Lamówka pozwoli nam nie tylko  ładnie wykończyć boki, ale też usztywni boki naszej kopertówki/kosmetyczki.

Wywiń całość na drugą stronę i gotowe! Właśnie uszyłaś piękny dodatek :)

Powodzenia w szyciu!
Joanka

Bluza w lisy

$
0
0

Długo szukałam w stercie gazet wykroju, który uznałabym za TEN JEDYNY. Wpadł mi w oko model szyty przez MONAfakturę, ale akurat (jak na złość!) wydania z tym wykrojem nie mam w swoim makulaturowym zbiorze. Chociaż TEN wykrój, który wyszukałam, chyba nie przez przypadek został opisany w Budzie jako "chwile szczęścia", ha! Po nitce do kłębka. Tak oto uszyłam dla siebie w końcu coś ładnego! Przed Wami zapowiadana wcześniej (o tu) bluza - model 119 z Burdy 1/2013! 

model 119, Burda 1/2013
Bluzę z reglanowym rękawem uszyłam z kupionej specjalnie na ten cel pętelkowej dzianiny w cudny lisi wzór - jak się miałam nie oprzeć? Zwykle noszę bluzki w rozmiarze 38, ale wykrój skroiłam według r. 36, cięłam bez zapasu na szwy. Postanowiłam usunąć jedwabne wstawki - dekolt wykończyłam ściągaczem, dzięki czemu "piżamkowa szmatka" przybrała postać normalnej bluzy.

Bluzę uszyłam na goszczącej u mnie JUKI HZL-F600. Dzianinę przeszywałam drobnym zygzakiem, wykończenia obszywałam zachowującym elastyczność ściegiem ozdobnym, który zdał rolę jako zastępczy dla owerlockowego

 
Jestem zachwycona!
 
Tyle z mojej strony. Teraz napiszcie co Wy na to? :)
Joanka

Mała rzecz, a cieszy!

$
0
0
Czyli o maszynie Toyota JNS17CT i moim lutowym zboczeniu słów kilka.


Luty jest dla mnie łaskawym miesiącem. Mimo, że leci pioruńsko szybko (już zaraz minie połowa?!) i kręci się napędzająco-komercyjną korbą wokół święta obłąkanych, jestem w stanie wykraść na tyle wolnego czasu, by obszyć się w całą masę małych akcesoriów, które od dawna wymagały odświeżenia. Dookoła bombardują nas Walentynki, więc idąc tym tropem zaprezentuję Wam moją nową Towarzyszkę, z którą mam od dłuższego czasu romans w pracowni: Toyota JNS17CT. Jest to prosta, domowa maszyna, przeznaczona do szycia cięższych tkanin  i idealnie pomaga spełniać mi moje małe, bieżące zachcianki. 


Moje plany na ten miesiąc są skonkretyzowane: potrzebuję nowego wizytownika (ten, co mam jest już totalnie niereprezentatywny), pokrowca na laptopa (dotychczasowy jest w równie beznadziejnym stanie), przewiduję też recykling pufy (nowe mieszkanie zobowiązuje!). Zaczęłam od rzeczy najmniejszej - wizytownika. Biorąc pod uwagę fakt, że mam do dyspozycji powyższą maszynę, nie zdziwię nikogo, że postanowiłam uszyć go z... jeansu. Przeznaczyłam na ten cel stare spodnie oraz kawałek kwiecistej tkaniny w energetycznych, wiosennych już barwach. Formę wykroiłam sama. Mam wizytówki w dość nietypowym rozmiarze i formacie, ale jak widać to nie problem, a wręcz motywacja do działania ;)

Recenzję samej maszyny opublikuję w osobnym poście, ale już teraz muszę napisać, że jestem absolutnie zadziwiona jej mocą! Bez problemu przeszyłam poskładany, dość gruby jeans i to półstopką! Sprawdziła się też w wykańczaniu detali - zerknijcie na zdjęcia:


Teraz bez wstydu mogę wyciągać wizytówki, przypinki i i puszczać je w świat!


Niedługo pokażę Wam kolejne efekty!

Przy okazji zapraszam Was serdecznie do wzięcia udziału w craftowym wyzwaniu! Warunki są dwa: praca musi być na tyle mała, by mieścić się na dłoni i na niej być sfotografowana, musi też nawiązywać do wiosennych klimatów. Przyśpieszmy nadejście wiosny swoimi pracami! :)

Pozdrowienia,
Joanka

Potrzeba matką szycia

$
0
0
Ja kontra maszyna i powstały w tym starciu pokrowiec. Toyoto JNS17 CT- wyzywam cię!

Postanowiłam uszyć sobie nowy, porządny, mięsisty pokrowiec na moje cenne narzędzie codziennej pracy. Zadanie dość ciężkie dla domowej maszyny, ponieważ mój wymarzony pokrowiec na laptopa postanowiłam uszyć ze wzmocnionej flizeliną bawełny, podszytej warstwą grubszej, technicznej kodury i 4 mm pianką z bawełnianą podszewką (tył nie będzie obłożony bawełną). Po ostatnim poście wiedzę, że i Was zaintrygowała goszcząca u mnie Toyota. Zapraszam więc na test możliwości maszyny.

Przyszycie rzepów do bawełny - pestka.
Zszycie dwóch warstw bawełny z dystansującą je pianką i obszycie lamówką też nie stanowiło problemu.
Pora na kodurę. Postanowiłam zszyć najpierw warstwy wierzchnie bez pianki, ponieważ szycie kodury od gumowej strony nastręcza często wiele kłopotów i nie ukrywam, że czasem zbuntuje się przeciwko niej i moja przemysłowa Siruba z podwójnym transportem. Toyota sobie poradziła! Materiał lekko się sfalował (co widać na zdjęciu), ale nie każda maszyna przesunęłaby stopkę po powierzchni PCV, tak więc brawo!
Przeszycie pianki po jej powierzchni graniczyłoby z cudem, dlatego otuliłam brzegi lamówką. Dwie warstwy kodury + warstwa bawełny + dwie warstwy pianki + lamówka zostały przeszyte bezproblemowo i to bez zaciskania zębów!
 Przeszycie bawełnianej podszewki - pestka.
Przeszycie wszystkich warstw razem (łącznie z klapką) wzdłuż górnej krawędzi i obszycie ich z wierzchu na wolnym ramieniu było już tylko miłym zakończeniem. 
Całość wywinąłem i zszyłam od środka dolną krawędź, obszywając wszystkie połączone warstwy lamówką. Jak widać stopka jest bardzo uniwersalna, sunie bez większych przeszkód i radzi sobie z wieloma warstwami. I co Wy na to?    

Gotowy pokrowiec prezentuje się tak.


Maszynę czeka jeszcze test tkaniny tapicerskiej ;)

Pozdrowienia,
Joanka

Bye bye PRL!

$
0
0
Jak w prosty sposób odnowić mebel przy użyciu maszyny do szycia?



Chyba wszyscy czekamy na wiosnę i niezaprzeczalnie czuć ją już powoli w powietrzu! Dla mnie wiosna to czas maksymalnej energii i chęć zmian. Dlaczego nie zacząć, np. od... mebli? Kupiliśmy mieszkanie w stanie zastanego, głębokiego PRL-u. Bez wahania i z hukiem usunęliśmy meblościanki i dywany. Jedyne, co zostawiliśmy to pufy - pufy okropne, ale z potencjałem! Wystarczył śrubokręt, taker, kombinerki (ogromna ilość siarczystych słów pod nosem) i PRL-owska pufa nabrała nowego blasku!


Pufę postanowiłam obszyć grubą bawełną "home decor" i szarą, grubą tkaniną tapicerską. Uznałam, że szycie tkaniny tapicerskiej będzie dobrym testem i próbką sił maszynToyota JNS17 CT. Maszyna jest wyjątkowo mocna, a igła wchodzi w tkaninę tapicerską jak w masło! Brzegi tkaniny postanowiłam obszyć ściegiem obrzucającym, aby nie strzępiła się podczas obijania. Bardzo pomocny okazał się stolik poszerzający pole pracy. Nigdy wcześniej nie szyłam przy pomocy podobnego stolika i uważam teraz, że to bardzo przydatny i wygody sprzęt. 


Po obiciu pufa prezentuje się tak:


Szczegółowy opis wykonania pufy opublikuję 28.02 na stronie Pomorze Craftuje!
Mam nadzieję, że powyższy recykling Was zainspiruje!

Wasza Joanka

Znacie tego Jegomościa?

$
0
0
Mam nadzieję, że tak!


"Mały Książę" był w zeszłym roku najbardziej wyczekiwaną przeze mnie animacją. Jestem pewna, że nie tylko ja czekałam na nią przebierając niecierpliwie nogami! Przepięknie przelana z papieru na ekran opowieść zostawiła bardzo dużo różnych myśli, np. jak tu... uszyć takiego lisa? Nieodparta chęć stworzenia rudego słodziaka terroryzowała mi umysł i kilka dni po odwiedzeniu kina ruszyłam z odwiedzinami do sklepu z tkaninami, by zaopatrzyć się w rudy len. I jak go odłożyłam na półkę w sierpniu, tak wyjęłam go dopiero w tym tygodniu. Ale jak to mówią: co ma wisieć nie utonie i w końcu lisek zaistniał!

Na rudym lnie odbiłam od przygotowanego z gąbki szablonu gwiazdki, wyciągnęłam resztki białej i brązowej grubej bawełny i metodą prób i błędów (na szczęście bardziej prób niż błędów!) zrobiłam sama wykrój. W szyciu towarzyszyła mi maszyna: Juki HZL-F600.


Oto i on!


Dobrze, że pluszowe przyjaźnie, w odróżnieniu od życiowych, zawiązuje się tak łatwo!
Joanka 

Toyota JNS17 CT - recenzja

$
0
0
Zawsze powtarzano mi: nie kupuj pralki od marki produkującej telewizory, nie kupuj piekarnika od firmy specjalizującej się w odkurzaczach. Kiedy jednak otrzymałam propozycję testowania maszyny do szycia marki Toyota poczułam się porządnie zaintrygowana i bez długiego zastanawiania odpowiedziałam: TAK, muszę to sprawdzić!

W internecie nie znalazłam żadnych polskich recenzji odnośnie tej maszyny, z dużym prawdopodobieństwem piszę, że moja jest pierwszą.


TOYOTA = SAMOCHODY? OJ, STANOWCZO NIE.
Na początek kilka wykopalisk. Postanowiłam uzupełnić swoją wiedzę, pogrzebałam troszkę w historii i przedstawię Wam kilka ciekawych faktów, bo być może i dla Was maszyny Toyota nie są zbyt znane. Firma Toyota została oficjalnie założona w 1918, ale nie w celu produkcji części do automobili, oj nie. Początki działania firmy datuje się już na 1885, kiedy to firma zajmowała się - uwaga - produkcją krosien przędzalniczych. Sam założyciel Sakichi Toyoda wprowadził wiele innowacji w zakresie tkactwa, z których najważniejszym było wynalezienie automatycznego krosna mechanicznego, umożliwiającego przemysłową produkcję tkanin (1902 r.). Dopiero po przejęciu firmy przez syna, Kiichiro Toyodę, jeszcze przed wojną firma skoncentrowała się na produkcji samochodów. Jednak to właśnie pod okiem Kiichiro w 1946 r. powstała pierwsza maszyna do szyciaHA-1, której wysokie oceny pozwoliły nadać znak towarowy firmy. 7 lat później firma wypuściła na rynek maszynę TZ-3, jedną z pierwszych na rynku umożliwiającą szycie zyg-zakiem. Obecnie maszyny Toyota są produkowane przez firmę Aisin Seiki Co., Ltd, należącej do Toyota Group. Firma zajmuje się produkcją wszelkich części samochodowych, i np. - kolejna ciekawostka: mebli.
Zobaczmy jak prezentuje się dostępny dziś na rynku model JNS 17 CT, zakładając, że jest wynikiem wcześniejszych doświadczeń firmy w zakresie szwalniczym, stawiającej na 3 hasła: "łatwość obsługi", "elegancki wygląd" i "świadomość ekologiczną".

Kiedy jesienią zeszłego roku spotkałam się z informacją o Toyotach do szycia byłam święcie przekonana, że to jakaś nowina na polskim rynku. Okazuje się, że a model jest dostępny w Polsce przynajmniej od 2013 r. Moje małe niedopatrzenie ;)


Maszynę można kupić ze stolikiem powiększającym pole. Dostępny jest również model bez stolika - Toyota Jeans 17C,


DANE TECHNICZNE:

- ilość ściegów: 17 (w tym 2 elastyczne)
- max.  dł. ściegu: 4mm, max. szer.ściegu: 5mm
chwytacz poziomy, rotacyjny 
- maszyna ma wolne ramię, wbudowane oświetlenie, funkcję szycia wstecz
- obcinacz nici wbudowany w tył pręta stopki
- płynna regulacja naprężenia nici
- metalowe podzespoły
- moc: 65W
- waga: 4,9 kg

W skład zestawu podręcznego wchodzą:
- stopki: stopka zygzak (zamontowana), półstopka do wszywania zamków, stopka do obszywania dziurek, pomocnicza podkładka do szycia grubych warstw materiału,
- igły: 2 igły standardowe, igła do jeansu, igła z okrągłą kolbą,
- drobne akcesoria: wycinak, nakładka na szpulkę, śrubokręt, 2 szpulki,
- dodatkowy stolik do dużych powierzchni (jeśli wybierzecie model ze stolikiem),
- pokrowiec,
- krótka instrukcja obsługi w wersji papierowej i rozbudowana wersja na CD (obie po polsku)

Cena rynkowa: 599 zł / opcja ze stolikiem 669 zł.


UDOGODNIENIA:

- absolutnie pomysłowa, wbudowana w maszynę podręczna (dosłownie!) książeczka z instrukcją obsługi - idealne rozwiązanie dla początkujących oraz zapominalskich!


- automatyczny nawlekacz nici i zaawansowana stopka (o niej poniżej). Wahacz rotacyjny z oznaczeniem kierunku nawlekania nici - pisałam o tym jakiś czas temu (KLIK), ważna sprawa, o której nie każdy pamięta.


- plastikowa, pomocnicza podkładka podpierająca stopę maszyny przy szyciu grubych tkanin z różnymi poziomami wysokości (np. grube szwy czy szlufki). Wystarczy ją podłożyć, by zachować jedną płaszczyznę szycia, osiągając prosty ścieg.


ŚCIEGI

Maszyna oferuje 17 rodzajów sztywno ustawionych ściegów.
Ściegi podstawowe: 1-4: obszywanie dziurek przy guzikach, 5-6: ściegi zygzakowe i aplikacje, 7-8: ścieg prosty, 9: ścieg prosty lewostronny, 10-11: ściegi do obrębiania, 12: ścieg kryty. Ściegi dekoracyjne: 13: wzmocniony ścieg prosty, 14: ścieg elastyczny, overlock, 15 i 17: ścieg dekoracyjny, 16: ścieg do cerowania i obrębiania cienkich tkanin.


STOPKA
Szeroka, wyprofilowana, przemyślanie zrobiona - radzi sobie świetnie z każdym testowanym przeze mnie rodzajem tkanin. Porównajcie ją ze zwykłą, uniwersalną stopką (po prawej) i rzućcie okiem na poniższe efekty.

kodura + taśma odblaskowa + rzep
Jeden ścieg, różne materie: od lewej - batyst, bawełna, drelich, gruby jeans, ekoskóra, wełniany flausz, kodura, karton (na wypadek zainteresowanych scrapbookingiem), filc (5mm):


 W poprzednich wpisach pokazałam Wam jak maszyna radzi sobie w przypadku:
- precyzyjnej pracy z jeansem - KLIK
- wielowarstwowego pokrowca (kodura, pianka, bawełna) - KLIK
- tkaniny tapicerskiej - KLIK

Czas na JEANSOWY TEST! 

Przeszukując w internecie opinie ta temat maszyny natrafiałam na powątpiewania odnośnie gwarantowanej przez firmę możliwości przeszycia kilkunastu warstw jeansu. Ok, sprawdźmy to! Na cel testu wykorzystałam nogawki jeansów męża: mocny, porządny i gruby jeans. Zaczynamy od razu od 4 warstw - jak testować to z przytupem!

4 warstwy jeansu
7 warstw jeansu

10 warstw - grubość po ściśnięciu 1 cm. Przy tej grubości podkładka pomocnicza nie jest już potrzebna, bo stopka po dociśnięciu leży za wysoko.



Na 12 warstwach się zatrzymałam. Nie dlatego, że maszyna nie dała rady, tylko dlatego, że już więcej nie miałam serca wpychać na siłę pod i tak zapchaną stopkę ;)



Co Wy na to? Dokładałam kolejne warstwy w głębokim szoku - pamiętajmy, że to jest "zwykła", domowa maszyna! Musiałam nakręcić filmik, abyście nie pomyśleli, że te przeszycia są wykonane za pomocą ręcznego kręcenia kołem ;) Ciekawostka: na rynek pojawił się model SUPER JEANS, który przeszywa powyżej 12 warstw grubego materiału - po tym teście wierzę w zapewnienia producenta (ten model wyposażony w super specjalną, chronioną patentem stopkę do wszywania jeansu).

Oto jak maszyna sunie po 11 warstwach:


MOCNE STRONY:
- maszyna jest lekka za sprawą stalowej budowy.
- bardzo prosta i domyślna w obsłudze. Wszelkie udogodnienia (automatyczny nawlekacz nici, książeczka) bardzo umilają i usprawniają pracę i to nie tylko początkującym, ale i zaawansowanym szyjącym. Bardzo przypadła mi do gustu podkładka do jeansu!
- ramię maszyny jest wyprofilowane po skosie - dzięki temu bez schylania się i garbienia widzimy dokładnie pole pracy.
- wysuwany, metalowy trzpień na szpulę nici (nie wiem jak Wy, ale mając do czynienia z pionowo zamontowanym trzpieniem nieraz zahaczałam sięgając po coś ręką, kilka razy - w przypadku plastikowego - bałam się, że go po prostu w ten sposób wyłamię).
- producent gwarantuje brak wymogu olejowania!
- maszyna pisząc krótko: ma moc! Powyższe próby szycia różnych tkanin i jeansowy test tylko to potwierdzają i nie wymagają rozpisywania mojej strony. Myślę, że stosunek ceny do mocy maszyny jest BARDZO na plus!

MOJE UWAGI

- dźwignia podnoszenia stopki znajduje się z prawej strony ramienia, a nie jak zwykle z lewej. To jest na pewno kwestia przyzwyczajenia, być może wygodna dla praworęcznych, ale biorąc pod uwagę fakt, że jestem leworęczna to ręka mimowolnie idzie w lewą stronę i tam szuka dźwigni.
- brak możliwości regulacji gęstości ściegu i płynnej regulacji szerokości ściegu wydaje mi się bardzo ryzykownym rozwiązaniem. Mimo to jedyną rzeczą, której mi tak naprawdę najmocniej brakowało podczas szycia był tylko brak możliwości ingerencji w gęstość zyg-zaka przy dokładnym obszyciu aplikacji (np. tutaj, przy rzepach). Możliwość regulacji gęstości ściegu znajdziecie w modelach SP 200 (recenzowany model należy od serii SP 100). Aczkolwiek nasze babki szyły mając do wyboru ścieg prosty i 1-3 warianty zyg-zaka i co potrafiły wyczyniać? Czasami mam wrażenie, że od posiadania ogromnej ilości ściegów może się głowie poprzewracać, a w efekcie i tak korzysta się z ok. 5 ściegów ;)
- maszyna jest dość głośna - porównałabym ją skalą do robota kuchennego. Ale nie oszukujmy się - mamy do czynienia z domową, niepozorną maszyną, wręcz kombajnem do jeansu o dużej sile i mocy i nie spodziewajmy się głośności 40 dB.

Odsyłam Was również do filmiku, prezentującego maszynę:


Co ciekawe Toyoty są jedyną marką maszyn dostępnych w... Empiku ;) Mimo to odsyłam do sklepu producenta, gdzie zasięgniecie najpewniejszych informacji odnośnie oferowanych maszyn: KLIK

Odnosząc się więc do początku mojego posta pozory mogą mylić i jak widać z połączenie firmy samochodowej z przemysłem szwalniczym może przynosić zaskakujące efekty. Pamiętajmy, że pierwsze maszyny do szycia, produkowane w Stanach Zjednoczonych (m. in. Singer) powstały w oparciu o rozwój przemysłu zbrojeniowego. Dlaczego więc nie zaufać rozwiązaniom proponowanym przez Toyotę?

Pozdrowienia,
Joanka

Gość w pracowni: JUKI HZL-F600

$
0
0


Po testowaniu starszej siostry Juki HZL-F300 przyszedł czas na test nowszej, bardziej rozbudowanej (i niezmiennie wywołującej nieodpartą chęć posiadania na własność) komputerowej maszyny półprzemysłowej - Juki HZL-F600. Maszyna gości w mojej pracowni już od dłuższego czasu,  szyję na na niej totalnie różne rzeczy. Zastawię Was dziś z kilkoma zdjęciami - pełna recenzja pojawi się wkrótce na blogu!


Pozdrowienia,
Joanka

Portfel szyty z dedykacją dla mnie i Prousta

$
0
0
Pamiętacie swój pierwszy w życiu portfel? 


Pamiętam dokładnie! Był mały, kwadratowy, zamykany na półokrągłą klapę. Środek był soczyście niebieski. Był uszyty z mięciutkiej i miłej w dotyku fioletowej ekoskórki. Pamiętam, że dostałam go od Mamy, ale kiedy? Pewnie w czasach wczesno-szkolnych, przy okazji którejś z wycieczek. Mogłam trzymać osobno drobne i "grube" - to już brzmiało dumie!


Pamiętam chwile, kiedy coś dostałam od rodziców, co troszeczkę zmuszało do odpowiedzialności za moje wybory. Pamiętam, jak mimo braku przekonania rodziców odnośnie moich planów, by dostać się na ASP, dostałam od nich sztalugę. Albo bluza! Wymarzona, ale stanowczo ciut za droga - taka, że musiała kosztować trochę wyrzeczeń. Do dziś mam ją w szafie, z sentymentu. Portfel wydaje mi się teraz jednym z pierwszych przedmiotów, które łączyły się z jakąkolwiek odpowiedzialnością w świecie dziecięcym. Też mam go do dziś gdzieś na dnie w szafie.


Fioletowy portfelik miałam dość długo. Później dostałam jeden od ciotki, ale zgubiłam. Jeszcze później był czerwony, też otrzymany. Kolejne były już wybierane przeze mnie: z chińską Pandą, później elegancki, jasnoszary, później żółty w kwiaty, szmaciany - idealny na woodstock. W końcu przyszedł czas, kiedy mogłam nosić ze sobą portfel, który uszyłam sama - pokazywałam go Wam (tutaj: KLIK). Służył dzielnie przez 2,5 roku - przyszedł czas na nowy. Postanowiłam uszyć go w końcu w takich kolorach i z takich materiałów, jakie chcę. Zwykle żałuję sobie ładnych materiałów i odkładam je na bok z myślą, że uszyję z nich coś na sprzedaż albo dla bliskich.


O ironio! Na półce czekała na mnie miękka i delikatna w dotyku skórka. Skąd ją znałam? I ten kolor... ciemna śliwka - identyczny! Nożyczki w dłoń! A aby portfel był w pełni "mój" bez wahania sięgnęłam po kwiecisty materiał z motywami jelonków. I hop do maszyny! To będzie idealny portfel!


A najgorsza przygoda z portfelem? Stanowczo wtedy, kiedy Pawłowi ukradziono portfel dosłownie w przeddzień podpisania umowy kredytowej. Zależało nam na czasie, aż tu nagle bach! Nowe zdjęcia, czekanie na nowy dowód, aneksy do umów przedwstępnych. Istny chaos, którego nie polecam!


I tak sobie szyłam i snułam przemyślenia na temat portfelów i  nawet nie zauważyłam kiedy spod igły wyciągnęłam nowy, nowiutki portfel! Siadłam do testowanej Juki HZL-F600 z myślą, że sprawdzę jak sobie radzi ze skajem, a tu psikus: fioletowa, mięciutka ekoskóra zadziałała jak proustowska magdalenka!  


Dobrze, że historia może być materialna ;)
Joanka Z.

JUKI FZL-F600 - recenzja

$
0
0
Szycie na nowoczesnej, komputerowej, wielozadaniowej, maszynie półprzemysłowej Juki HZL-F600 jest jak lot w kosmos! Zapraszam na recenzję! 


Modele Juki z grupy HZL (300, 400, 600) określane są jako szczytowe osiągnięcia w zakresie maszyn wielofunkcyjnych. Jako, że miałam już okazję szyć na modelu F300 i przygotowałam Wam na ten temat szeroką, rozbitą na dwa wpisy szczegółową recenzję nie będę się tu powtarzać i rozpisywać w kwestiach technicznych. Maszyna jest bardzo podobna do starszego modelu - odsyłam Was do zapoznania się z poniższymi linkami. 

JUKI HZL-F300 - opis techniczny
JUKI HZL-F300 - akcja

Skupię się na różnicach.

Maszyna wyposażona jest w podnośnik kolanowy pozwalający operować podnoszeniem stopki - rozwiązanie wykorzystywane w maszynach przemysłowych. Do tego antypoślizgowy pedał.


Dane podstawowe

Maszyna posiada czytelny wyświetlacz LCD z interaktywnymi instrukcjami, ściegi i programy wybieramy za pomocą guzików i pokręteł. Podwójne oświetlenie LED (jest mocne) idealnie doświetla pole pracy - lampka znajduje się bezpośrednio nad trzpieniem igły oraz u dołu ramienia. Obudowa oraz walizka z tworzywa, wewnątrz trwałe, metalowe podzespoły.

Model umożliwia:
szycie 225 wzorami ściegów (!!!)   (Juki HZL-F300: 106 ściegów)
zastosowanie 4 krojów pisma   (Juki HZL-F300: 3 kroje)
automatyczne obszywanie 16 rodzajów dziurek   (Juki HZL-F300: 16 programów)

Maszyna posiada te same udogodnienia, co JUKI HZL-F300, między innymi:
- automatyczny nawlekacz nici,
- automatyczne i bardzo precyzyjne obcinanie nici (za pomocą guzika lub poprzez naciśnięcie piętą w pedał),
- automatyczne i manualne szycie ściegiem wstecznym uruchamianym za pomocą guzika lub pedała nożnego,
- płynna regulacja długości i szerokości ściegu,
- regulacja prędkości szycia (żółw czy zając? ),
- płynna regulacja docisku stopki,
- dwupoziomowy schowek na akcesoria,
- możliwość dostawienia stolika powiększającego pole pracy.

Różnice

- drobne różnice w interfejsie, np. zamiast przycisków regulujących długość i szerokość ściegu zastosowano wygodniejsze w użyciu pokrętła,
- większa ilość ściegów i dodatkowy krój pisma. Możemy zaprogramować szycie 70 symboli/liter/znaków (HZL-F300 też miała pamięć na 70 symboli),
- różnice w wyposażeniu, np. w skład wchodzi 11 stopek (w HZL-F300 było 6), między innymi: stopka do patchworku i haftowania, stopka teflonowa do skór, stopka otwarta i stopka z górnym transportem,
- patchworkowe ściegi typu Crazy Quilt - podczas szycia maszyna losowo zmienia szerokość ściegu - idealna opcja osób stawiających na dekoracyjne szycie,
- automatyczne nawlekanie szpuleczek bez potrzeby angażowania stopy (nawijacz posiada niezależny napęd),
- podnośnik kolanowy (podnośnik znajdziemy również w modelu F400),
- podwójne oświetlenie.

Bardzo bogate wyposażenie! W skład wchodzą stopki: stopka uniwersalna (zamontowana), stopka do automatycznego obszywania dziurek, stopka do dziurek manualnych i ściegów ozdobnych, stopka do ściegów obrzucających (overlokowych), stopka do podszywania/ściegu krytego, półstopka do wszywania zamków, stopka krocząca (podwójny transport), stopka do patchworku, stopka do pikowania i haftowania, stopka brzegowa, stopka otwarta do aplikacji, stopka teflonowa do skór, szpulki, igły, nożyk, pędzelek, śrobokręt.
Płytka ściegowa z duża ilością podziałek, chwytacz rotacyjny z przezroczystą osłoną
Dwupoziomowy schowek na akcesoria

Maszyna radzi sobie perfekcyjnie z każdym rodzajem tkanin i materiałów - od grubego filcu i skóry po cienki batyst. Każdy ścieg jest idealnie równy, prosty, nici się nie zrywają, niezależnie od materiału. Spośród publikowanych, szytych rzeczy mogliście zobaczyć maszynę w akcji podczas szycia: dzianinowej bluzy w lisy, lnianej zabawki lisa i portfela z bawełny i ekoskóry.

Ponadto towarzyszyła mi przy okazji przygotowywania tutoriali:
Uszyj kopertówkę w 20 min. - KLIK
Uszyj kombinezon dinozaura dla dziecka - KLIK
Wielkanocne torebki-zajączki - W PRZYGOTOWANIU

225 wzorów - czego chcieć więcej? :D
w tym patchworkowe ściegi typu Crazy Quilt (18-34)
ściegi odszyte idealnie na dość grubej ekoskórze
na fluszu również
Strona książeczki sensorycznej wykończona przy pomocy ściegów prostych, gęstego zyg-zaka oraz wyszytych symboli
rzepy wszyte perfekcyjnie mocno, dodatkowo wyszyte napisy "Bzzz"
Biorąc pod uwagę tak rozbudowane możliwości i cenę maszyny pewnie i Wam nasuwa się pytanie:
w co lepiej zainwestować w maszynę przemysłową czy półprzemysłowy kombajn?


Co odróżnia maszynę od maszyn domowych?

- unikalny, automatyczny, dostępny tylko w maszynach JUKI, system obszywania dziurek. Mamy do dyspozycji aż 16 rodzajów obszyć z możliwością ustawienia szerokości otworu na rozcięcie. Producent zapewnia odszycie w jakości niemalże identycznej jak na dziurkarkach przemysłowych.

- dźwignia kolanowa, dzięki której możemy operować podnoszeniem i opuszczaniem stopki. Usprawnia pracę, pozwalając na to, by ręce zajęły się wyłącznie szyciem, co znacznie przyspiesza proces tworzenia :)  

- model JUKI HZL-F600 posiada również specjalną stopkę z górnym transportem, dostępnym w części maszyn przemysłowych. Dzięki podwójnemu transportowi materiał jest przesuwany zarówno przez dolne ząbki, jak i stopkę, co gwarantuje bezproblemowe przeszycie materiałów trudnych, które nieraz stawiają opór podczas przesuwania (ekoskóry, śliskie skóry, laminowane i gumowane materiały).

- możliwość regulacji prędkości szycia (mimo wszystko prędkość zająca jest daleko w tyle za maszyną przemysłową).

Cena rynkowa maszyny to 4320 zł, w tej cenie można kupić maszynę typowo przemysłową, aczkolwiek uważam, że warto zainwestować w modele z serii HZL-F. Maszyna łączy w sobie funkcje maszyny przemysłowej stębnówki, dziurkarki, pozostając nadal maszyną do użytku domowego, wyposażoną dodatkowo w funkcje prostej hafciarki. Jej wielofunkcyjność totalnie przyćmiewa maszyny przemysłowe o uproszczonej zadaniowości.

Przyznam szczerze, że po testach Juki HZL-F300 dość mocno zastanawiałam się nad zakupem tego modelu, jednak moje bieżące potrzeby wzięły górę i postanowiłam zaopatrzyć się w stębnówkę. Jednak gdybym dysponowała sporą ilością gotówki kupiłabym jeszcze i model z serii HZL-F, choć nie wiem czy osobiście inwestowałabym w tak rozbudowany model. Ilość bajerów i opcji jest dla mnie wręcz przytłaczająca. Na pewno przydałaby się w pracowni każdego, kogo pociągają dekoracyjne wykończenia i drobne hafty. Haftowanie wielu symboli czy liter z pewnością uzupełni lub zastąpi prostą maszynę do szycia, dając uczucie posiadania prostej hafciarki. Tym, co mnie kusi w F600 chyba najbardziej, jest podwójny transport i dźwignia kolanowa. Szyjąc na przemysłowej maszynie nabiera się mimowolnie odruchu machania kolanem. Możliwość operowania podczas szycia nogą i posiadania dwóch rąk wolnych do pracy usprawnia i znacznie przyspiesza proces szycia. Przy całym bogatym zestawie możliwości maszyna podczas pracy jest cicha, solidna i bardzo stabilna.

Maszynę odesłałam do Warszawy z łezką w oku.

Joanka Z.
***

Recenzję możecie znaleźć wśród zbioru recenzji maszyn u Żorżet - KLIK. Wiola stworzyła fantastyczny zbiór informacji! Cieszę się, że i ja mogę dorzucić swoje wpisy do tej puli na temat Juki. Jeśli macie w swoim dorobku  recenzje - napiszcie do niej prędko! Jeśli szukacie maszyny dla siebie - zajrzyjcie tam tym bardziej!

DIY: wielkanocny zajączek

$
0
0
Wielkanoc za pasem! Podrzucam Wam pomysł jak wyjątkowo zapakować drobne upominki.


Do uszycia potrzebujemy dwóch kawałków bawełnianej tkaniny o wymiarach 40 x 30 cm.
Przygotowałam dla Was wykrój - wystarczy wydrukować go na kartce A4. I do boju!

Odrysujmy wykrój woreczka i uszu na obu, podwójnie złożonych materiałach.  Odbijmy za pomocą kalki pyszczek i oczka na części wierzchniej.



Za pomocą mazaka do tkanin lub wodoodpornego markera narysujmy pyszczek i oczy, wyszywamy nosek. Jeśli macie cierpliwość możecie całość wyhaftować ;) 


Składamy ze sobą części wierzchnie woreczka i podszewkę prawymi stronami do środka. Obszywamy dookoła według zaznaczonych linii, ok. 0,5 cm od brzegu tkaniny. Pamiętaj o zostawieniu otworu w podszewce- tędy wywiniemy później zajączka. Po zszyciu wywińmy (tylko) część wierzchnią woreczka i wyprasujmy.


Pora na uszy! Składamy ze sobą trójkąty wycięte z dwóch różnych tkanin i obszywamy dookoła.


Uszy wywijamy, rozprasowujemy i układamy na wypracowanej wierzchniej części woreczka. Przypnijmy szpilkami.


Następnie wsuńmy wierzchnią część worka do niewywyniętej jeszcze podszewki. Dopasujmy je do siebie górną krawędzią tak, aby szwy się równo schodziły.


Zszywamy górną krawędź dookoła.


Następnie wywijamy królika na prawą stronę przez pozostawiony wcześniej otwór w podszewce. Zszyjmy ręcznie dziurkę.


Wyprasujmy woreczek i gotowe! Wystarczy schować drobny upominek i czekać na uśmiech osoby, która znajdzie swojego królika w wielkanocny poranek :)


Powodzenia w szyciu!
Joanka z.

Pufa 2.0

$
0
0

Człowiek to jednak jest zachłanny! Jak raz mu coś wyjdzie to mógłby iść za ciosem aż do bólu! Po wcześniejszej, wyjątkowo udanej przeróbce starej pufy (a wyszła cudnie - KLIK!) przyszedł czas na kolejną, tym razem z zyg-zakową tkaniną w roli głównej. Pufę obdarłam jednego wieczora na rozluźnienie z okrzykiem "niech ginie!" na ustach, wczoraj wieczorem po 21:00 obiłam ją tkaniną, a moje stukanie młotkiem słyszał chyba cały pion. Tylko czekam aż sąsiedzi mnie zabiją! W trakcie obdzierania przyjrzałam się naklejonej karteczce - Proszę Państwa okropną pufę wyprodukowano 20 lipca 1987! Jest starsza ode mnie o rok i 10 dni. 

Dla przypomnienia wersja wyjściowa:


Faza metamorfozy z horroru rodem:


I bajkowy efekt końcowy:


I co teraz? Miałam dwie stare pufy, a chcę więcej!
A może też chcecie sami uratować starą pufę? Przygotowałam Wam tutorial: KLIK

Wasza niezaspokojona rządzą urządzenia mieszkania mimo braku pieniędzy,
Joanka 

Spotkajmy się - BAKALIE 16!

$
0
0

Marzec goni jak szalony, a wraz z jego upływem przybliżają się zmiany. Tak, na horyzoncie mamy duże, motywujące zmiany i dodam, że nie chodzi o ciążę ;) Szykujemy się od początku miesiąca do dość odważnej dla nas decyzji. Myślę i kombinuję dodatkowo w mikroprzerwach nad nowymi zestawieniami kolorystycznymi, aby wprowadzić nowe produkty do sklepu. Przynajmniej od początku miesiąca jedna sprawa jest pewna: będziemy na BAKALIACH! To już w tą sobotę!


Uwielbiam targi! Nie dość, że mogę się z Wami spotkać, pogadać i pośmiać to mam okazję, aby podziałać spontanicznie. Zawsze szyjąc daję sobie upust wyobraźni i wykonuję dodatkowe, pojedyncze rzeczy dla samej frajdy tworzenia. Takie też unikaty biorę ze sobą zawsze po cichu na targi. Atmosfera zawsze dopisuje, mam nadzieję, że posmakujecie jej razem z nami! 

Będziemy czekać na Was zwarci i gotowi w godz. 11-20 w Starym Maneżu! Szukajcie na antresoli!

Dorzucę trochę kwiatowych pomysłów - kwiatów nigdy zbyt wiele!
Do zobaczenia!
Joanka

Wiosennie się dzieje!

$
0
0
Czyli o wiośnie, bakaliach i zmianach podpunktów cztery.


1. Wiosna!
W tym roku stwierdziłam, że ze wszystkich wszelakich pór roku po prostu nienawidzę przedwiośnia. To czekanie na powrót chęci na cokolwiek rozsmarowało mnie po szarym błocie niczym palec boży. Wszechogarniająca wszystko dookoła szarówka, mleko wiecznych buro-nijakich chmur, niekończące się półtony przepchnęły mnie łagodnie z popadania w paranoję na punkcie pracy (lub jej braku) w prawdziwą depresję. Stałam się ostatnio totalnym odludkiem i próbuję skupić się na nowo na małych radościach: słońce zaświeciło, pąki puściły, las inaczej pachnie. Nie macie pojęcia jak bardzo i jak długo czekałam na tą prawdziwą wiosnę w powietrzu.

2. Bakalie
Informacja, że staniemy wśród wystawców na wiosennej edycji Bakaliów była dobrym kopem w tyłek. Targi wyszły wspaniale: świetna organizacja i znakomita atmosfera, masa fenomenalnych i zdolnych wystawców! Tyle do ogarnięcia! Zwykle nie mam albo czasu albo głowy, by robić zdjęcia - udało mi się cyknąć dwa. Dla mnie Bakalie to też zawsze dzień, w którym spotykam dużo znajomych, jak i wśród odwiedzających, jak i wystawców. Zwykle wracam do domu z gardłem zdartym od gadania ;) W tym roku wyjątkowo dopisało towarzystwo osób, których nie widziałam od czasów liceum i pierwszych lat studiów!


3. Rok bez etatu!
Tak proszę Państwa, to właśnie o tej porze rok temu rzucałam etat, by rzucić się na wodę i próbować poświęcić się tylko szyciu. I dałam radę! Niektórzy pytają: jak Ci się udaje? Rozwieję Wasze wątpliwości: czasem nie jest kolorowo, nie zarabiam kokosów i borykam się z problemami finansowymi, ale robię co lubię i się tego trzymam i... ryzykuję dalej! W tym roku przyszła pora na kolejny poważny krok, a mianowicie...  

4. Będzie nowa pracownia!
Od 1,5 roku wynajmujemy pokój na poddaszu, co nie jest do końca komfortowe. Pokój jest zbyt mały i często pół dnia spędzam na tym, by znaleźć coś, co zginęło pod stertą czegoś. Odłożę na bok - zginęło?! I tak w kółko. Pomyślcie co się dzieje jak siedzimy tam razem z Pawłem! Postanowiliśmy zaryzykować i wynająć większy lokal, w którym nie będziemy od nikogo zależni, a wszystkie rzeczy będą miały swoje miejsce. Trzymajcie kciuki! Jak się uda wszystko dopiąć będzie można w końcu bez problemu wpaść do Joanki na herbatę czy kawę i wyskoczyć potem na spacer do sąsiadującego z budynkiem lasu! 


Nadaję do Was jeszcze z pracowni w Gdańsku - Oliwie. Chłopaki właśnie teraz malują ściany.
Kończę i lecę szyć ostatnie rzeczy!
   
Joanka

William Morris

$
0
0
Ilekroć o nim mówię w oczach ludzi stają znaki zapytania: "o kogo jej chodzi?". W Polsce poza osobami zainteresowanymi epoką wiktoriańską i zabytkowym designem chyba nikt więcej go nie zna. Kim u licha on jest? Jest moją ikoną i stanowczo nie jest to ktoś z "naszej" epoki. Kim był? Dla mnie odpowiedź jest prosta: najbardziej inspirującym mnie artystą. Dzisiejszy post chciałabym zadedykować człowiekowi, bez którego dzisiejsze rękodzieło nigdy nie wyglądałoby tak, jak wygląda – Wiliamowi Morrisowi. 

Znacie to uczucie kiedy wchodzicie do sklepu z odzieżą, bierzecie do ręki sweter i czujecie, że macie w rękach lichą, akrylową szmatę o marnej jakości i w nieproporcjonalnej do tego cenie? Rzeczy produkowane przez maszyny lub, co gorsza, ludzi-roboty, coraz bardziej niepokoją. Bardziej doceniamy to, co powstaje w sposób szczery, jest tworzone z uśmiechem i z dbałością o szczegóły. Lepiej się pije z ręcznie malowanego kubka, babciny sweter grzeje bardziej, a mokry, pachnący zakwasem, żytni chleb z małej piekarni, smakuje lepiej. Wszechobecny zalew tandety i tanich oraz szybkich rozwiązań staje się powoli nie do zniesienia - czujecie to, prawda? Czuł to też William Morris, tyle że 150 lat temu. 

William Morris (z prawej) i malarz Edward Burne-Jones, 1874 r.
Źródło: wikimedia.org

William Morris urodził się 182 lata temu - 24 marca 1834. Mimo, że pochodził z bogatego domu, szybko wyrobił sobie awersję do dziko rozwijającej się rewolucji przemysłowej w XIX-wiecznej Anglii. Doceniając prymat natury i działalności rąk ludzkich przeniósł się na wieś, by realizować swoje idee. Długo by wymieniać kim był! Był architektem, malarzem (choć tutaj nie szło mu najlepiej), architektem, pisarzem, poetą, rysownikiem, projektantem, grafikiem, ba nawet był twórcą czcionek! I co najważniejsze: był wizjonerem żyjącym według własnych idei. Przyjaźnił się z prerafaelitami - artystami różnych dziedzin skupionych wokół myśli odnowy sztuki. W swoich dziełach chcieli przywrócić średniowieczne wartości i skonfrontować je z problemami współczesnego świata. Morris należał do ich bractwa. To oni działali w założonej przez niego w 1861 r. firmie Morris & Co., tworząc ręcznie przedmioty codziennego użytku, takie jak np. meble, ale też kwieciste tapety, witraże ze scenami ze średniowiecznych romansów i co najważniejsze - tkaniny! Plan był prosty: uprzystępnić publiczności użytkowe dzieła sztuki.

Najbardziej znany jest jako założyciel rewolucyjnego na swoje czasy artystycznego ruchu Arts and Crafts, zrzeszającego twórców przeciwstawiających się mechanicznej, przemysłowej produkcji. Swoim działaniem chcieli wykazać nieustanną wyższość rękodzieła ponad coraz tańszymi, gorzej wykonanymi wytworami przemysłowymi, których zaczęło być coraz więcej na rynku. Produkty miały być estetyczne, dobre, a do tego funkcjonalne. Zrzeszenie artystów-rzemieślników otworzyło nawet własną szkołę Guild and School of Handicraft, mieli też własne czasopismo. Pomyślcie jakim Morris musiał być szaleńcem głosząc takie rzeczy w obliczu niosącej nowe nadzieje rewolucji przemysłowej w XIX-wiecznej Anglii! Dziś historia zatoczyła koło i te hasła szalonymi się nie wydają.

Łóżko Morrisa w Kelmscott Manor, źródło: dantisamor.wordpress.com
Red House Morrisa, morrissociety.org
W imię swoich zasad zaprojektował też swój przytulny dom z czerwonej, miejscowej cegły - Red House. Był to pierwszy w historii budynek stworzony z myślą o funkcjonalnym układzie pomieszczeń. Żył zgodnie ze swoimi zasadami, porzucił Londyn i żył na wsi. Zmarł w 1896 r. w swoim późniejszym domu - średniowiecznym zameczku, odnowionym w odwołaniu do czasów Tudorów -  Kelmscott Manor.


"Jeśli nie umiesz pokochać prawdziwej sztuki to naucz się przynajmniej nienawidzić fałszywej sztuki i odrzucać ją"


Co niosły ze sobą idee Morrisa? 

Morris miał szerokie spectrum zainteresowań: typografia, drukarstwo, tkactwo - w każdej dziedzinie pozostawił odciśnięty ślad. Jego idee odnowy złączyły różne gałęzie sztuki (tej rękodzielniczej, nie przemysłowej) nadając jej wspólny sens: artysta jako rzemieślnik powinien tworzyć rzeczy szczere i prawdziwe. Głęboko wierzył, że w dobie szalejącej rewolucji przemysłowej nastąpi powrót do rzemiosła, nastąpi rezygnacja z maszyn, a artystom uda się zastąpić przemysłowców. Piękna wizja, prawda?  

"Nagrodą za pracę jest życie. Czy to nie jest wystarczające?"

Mam wrażenie, że w niektórych częściach świata myśl ta jest przeinaczona: "nagrodą za życie jest praca". Morrisowskie idee szczerości, dbania o detale, dążenia do doskonałości w produkcji, tożsame z rękodzielniczym podejściem wielu z nas, są ciągle żywe i wciąż ścierają się z brutalnością wszechobecnej produkcji masowej. 

Próby ożywienia dawnych rzemiosł, korzystających świadomie z dawnych form stylowych pozwoliły odżyć danej sztuce. Morris odnosił się najczęściej do gotyku i jego rzemieślniczej doskonałości. Nadał średniowiecznej sztuce zupełnie nową wartość, ubierając w nią otaczający świat, który możemy podziwiać pod postacią wzorów tapet, gobelinów, witraży czy tkanin. Typowe dla niego wzornictwo, bazujące głównie na motywie ciasnej, często symetrycznej splątanej witce gałązek, kwiatów czy wici roślinnych nie ma sobie równych i jest rozpoznawalne z daleka. Projektowane przez niego wzory, drukowane na tapetach i  tkaninach cieszą się powodzeniem do dziś. Sama sobie obiecałam, że będę miała tapetę Morrisa w domu, choćby na jednej ścianie! Po tkaniny Morrisa sięgają domy mody, i - co ciekawe (o ironio!) sieciówki. Przykładem jest np. zeszłoroczna kolekcja dostępna w Medicie.   

Morris & Co. - warsztat i druk tkanin, ok. 1890 r.
Żródło: wikimedia.org


House of Hackney, źródło: niquestyleplatform.com
Źródło: Pringle of Scotland - haberdashernyc.com
Źródło:amazon.co.uk
Źródło: houzz.co.uk
Wiecie, że Morris stworzył także kroje czcionek i zrewolucjonizował myślenie o druku książek? Z czcionek True Golden, Kelmscott, Golden Type możemy korzystać i my, a druk białego pisma na czarnym tle to jego "wynalazek". Dzięki niemu szata graficzna stała się integracyjną (czasem nawet główną) częścią książki jako całości. Sam próbował swoich sił również jako pisarz, a w jego twórczości dopatruje się początków literatury science-fiction ;)    

Frontspis z Wieści donikąd, 1893. Morris uwiecznił swoją posiadłość: Kelmscott Manor.
Źródło: morrissociety.org
Źródło: myfonts.com
Witraż, Król Artur i Sir Lancelot, źródło: wikimedia.org

Był prawdziwym designerem swoich czasów, a jego projekty broniły się w każdej materii. Nic dziwnego, że jest wciąż żywy.

"Nie miej w swoim domu niczego, 
co nie jest twoim zdaniem 
użyteczne lub piękne"

Dzięki działalności Morrisa sztuki dekoracyjne nabrały nowego znaczenia w dobie industrializacji i zalewu tanimi, masowo wytwarzanymi wyrobami. Czy i Wam wydaje je się, że mamy do czynienia z falą podobnego, ponownego zachłyśnięcia się wartościowym rękodziełem, które z roku na rok wzrasta rangą? Drugi Arts and Crafts Movement? To pytanie od dawna chodzi mi pogłowie. Padło już nawet wcześniej tutaj, przy okazji zimowej zadumy przed kilkoma laty. Teraz śmiało przychylam się do tej myśli, że to się DZIEJE.

Google pięknie uczciło dziś pamięć artysty

"Nikt nie jest wystarczająco dobry, 
by być dla innego człowieka mistrzem"


Często poszukujemy inspiracji i wzorów wśród osób współcześnie odnoszących sukces lub tych, które wydeptywały sobie ścieżkę żmudnymi, dłuuugimi latami i cieszą się popularnością dopiero teraz. Rzadko kiedy oglądamy się mocno wstecz. Nie mam tu na myśli tak "odległych" wzorców, jak cisnące się od razu na myśl Audrey czy Coco - warto poszperać głębiej, zapukać w dno i poczuć korzenie, bo jak się rozgrzebie ziemię to ich zapach jest ciągle świeży.

Wielu rękodzielników nie zna Williama Morrisa i jego roli - czuję się w obowiązku szerzyć kaganek oświaty, tym bardziej, że z dumą szyję z morrisowych tkanin. Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Was do ważności jego osiągnięć. Nie zapominajmy, że szycie jest rzemiosłem, a nazywanie go sztuką nie byłoby  możliwe, gdyby nie dokonania właśnie Williama Morrisa. Jeden z najmądrzejszych ludzi - konserwator Maciek, z którym miałam przyjemność pracować, powiedział mi kiedyś: "znajdź sobie mistrza i się go trzymaj". Ja - na przekór powyższej myśli Williama - znalazłam i z chęcią poznam Waszych!

W kolejnym poście zaprezentuję Wam moje ręko-dziełami, uszytymi z tkanin projektu Morrisa, których kolekcjonowanie stało się moim małym, kosztownym hobby.

Pozdrawiam,
Joanka

Morris i ja - historia naszego romansu

$
0
0

Co do moich zapędów w kierunku roślinnych wzorów nie muszę nikogo przekonywać. Dzięki komu je mam? Winowajcą jest on: brodaty, XIX-wieczny obrońca sztuki rękodzielniczej w czystym wydaniu - William Morris, którego postać przybliżyłam Wam we wcześniejszym wpisie (klik).


Od kiedy jestem uzależniona? Moja platoniczna miłość do Williama Morrisa sięga czasów liceum, kiedy to trafiłam na jego projekty w trakcie przygotowywania się do matury z historii sztuki. Wciągnęłam się w sztukę prerafaelitów i przy okazji poznałam Morrisa. Pamiętam dokładnie jak siedziałam godzinami gapiąc się w jego kwiaty (wtedy miałam jeszcze zapędy czysto malarskie), w rysunki przywodzące na myśl średniowieczne witraże, kosiła mnie z nóg wnikliwa obserwacja natury i niesamowita ilość pomysłów na kompozycje detali! I te palety barwne! Morris wrócił do mnie na studiach - zarówno na ASP, jak i Historii Sztuki. Wtedy zamiast skupić się na licencjacie (wiadomo) zaczęłam się aktywizować rękodzielniczo i blogowo. Zaczęłam też szyć i coraz bardziej wzdychać do jego tkanin. Co prawda studiując poszłam ścieżką mediewistyczną, ale jak już wiecie Morris inspirował się sztuką gotycką, więc nigdy nie był on dla mnie odległym tematem.

Pamiętam dzień, kiedy pojawiła się okazja w sieci, aby kupić tkaninę Morrisa. Jak szalone rzuciłyśmy się razem z Suspirią! Drżąc z uciechy kupiłyśmy w szaleńczym amoku na spółkę kawał pięknej tkaniny. Nie macie pojęcia jak się bałam przeciąć ją na pół nożyczkami! "Myrtle", projekt z 1875 r. Nie będzie chyba zaskoczeniem jak napiszę, że równie szalenie się cieszyłam z zakupu co pękałam z rozterki, co z niej uszyć? Za mało na spódniczkę, a może uszyć poszewki, torbę, obrus (a jak się poplami?), kosmetyczkę? To z tej tkaniny uszyłam jedną z pierwszych nerek - powstała ona właśnie dla Ani Suspirii. Tkaninę od razu sfotografowałam - osoby zaglądające tu dłużej mogą pamiętać, że dość długo przewijała się w tle loga i pojawiała się czasem na blogu.


Tak więc Ania doczekała się nerki, ja z kolei uszyłam sobie ostatecznie poduchy na krzesła (więcej o nich: klik), kilka portfeli - w tym mój (klik) i nerek. Kawałek jeszcze na mnie czeka!    

mój były, bardzo efemeryczny kącik krawiecki w poprzednim mieszkaniu
Od tamtego czasu dostałam lekkiego świra na punkcie gromadzenia tkanin i rzeczy związanych z projektami Morrisa. W 2012 r. magazyn "Zwierciadło" wypuścił serię kalendarzy w morrisowskie wzory - miałam go i ja! Do dziś mam też poniższe kolczyki i przypinkę, które sama sobie zrobiłam.


Wiecie jaki był jeden z pierwszych prezentów, który dostałam od mojego Męża? Tylko zobaczcie!


Do mojej małej kolekcji należy cudna bawełna w print gałązek wierzbowych oraz tkaniny z serii "Golden Lily", zaprojektowane w firmie Morris & Co. w 1899 r. (już po śmierci Morrisa). Szyłam z nich torby, poduszki, moja Mama doczekała się kosmetyczki (klik).


No i moja duma - nerki! klik


Dorzucę Wam anegdotkę.

Jakiś czas temu na targach podeszła do mnie pani z chęcią kupna nerki. Wzięła do ręki Morrisa, na co ja się wylałam i zaczęłam opowiadać co to za tkanina. Obok stała dziewczyna, która sprzedawała sukienki (półka cenowa: ok 300 zł/szt) i zareagowała: "Serio? Ja taką tkaninę kupiłam w lumpie za 10 zł i uszyłam z niej sukienkę! Gdybym wiedziała, że to takie drogie to bym więcej skasowała!". Oniemiałam i powiedziałam w duchu: "to ty nie wiesz z czego ty w ogóle szyjesz?!".

Tak wygląda przeciętna wiedza o Morrisie w Polsce i pomysł na biznes rękodzielniczy "no to się nachapię". Dla mnie Morris to stanowczo nie coś - tylko ktoś, i to ktoś więcej. I za każdym razem, kiedy biorę te tkaniny w dłoń, ręka z nożycami mi zadrży. Zawsze ;)

Joanka

Nowa pracownia

$
0
0
Wszędzie się pochwaliłam, tylko nie tutaj! Nowa pracownia stoi!



Za dwadzieścia lat bar­dziej będziesz żałował te­go, 
cze­go nie zro­biłeś, niż te­go, co zro­biłeś. 
Więc od­wiąż li­ny, opuść bez­pie­czną przys­tań. 
Złap w żag­le po­myślne wiat­ry. 
Podróżuj, 
śnij, 
od­kry­waj.

Mark Twain


Jeszcze trochę bałaganu, jeszcze część rzeczy na podłodze w kartonach, ale w końcu mam miejsce, gdzie mogę śpiewać, tańczyć, skakać szyjąc i gdzie nikomu nie będę przeszkadzać. Czuję się wolna jak nigdy. Wierzcie w swoje marzenia!


Odgruzuję jeszcze jeden kąt, zrobię lepsze zdjęcia i opiszę Wam naszą wojnę z tym pomieszczeniem.
Nie macie pojęcia jak się cieszę!
Joanka

Serweta - koszulkowe preludium do dywanowej krwawicy

$
0
0
Jak już człowiek podłapie to koniec!



Po uszyciu czerwonej serwety dla Teekanne postanowiłam uszyć drugą serwetę w prezencie dla Mamy. Wybrałam stonowane barwy, aby pasowały do pokoju - takie, jak Mama lubi. Lubię takie szybkie, efektowne i niewymagające wkładu finansowego rozwiązania. Około godzinki roboty - Mama zadowolona, a mi znikły z półki 3 bezużyteczne koszulki!


Zauważyłam, że szycie tych serwetek działa na mnie aż nazbyt rozluźniająco, więc postanowiłam porwać się na wykonanie giganta - postanowiłam: będzie DYWAN. Kręcę go już prawie 3 miesiące i w końcu kończę. Pokażę go Wam we wtorek :) 

Joanka

#dywanjoanki

$
0
0
26 stycznia podjęłam wyzwanie, skończyłam wczoraj.


Po dwóch latach w końcu zebrałam się do kupy i targnęłam się na wykonanie dużego, okrągłego dywanu z t-shirtów. W liczbach prezentuje się następująco: 9 posiedzeń, 17 koszulek, prawie 3 miesiące, 110 cm średnicy. Dywan robiłam z wolnym czasie, wieczorami - cudownie odprężające! Wszystkie wyplatane warkocze zszywałam sama, bo chciałam, aby w całości powstał ręcznie.  

Postęp mogliście śledzić bieżąco na instagramie:


Wstępnie zakładałam, że dobiję do 150 cm, ale skończyły się koszulki i stwierdziliśmy z Pawłem, że wielkość i tak jest zadowalająca. Tak więc... oto i on, w pełnej okazałości!


Z efektu jestem zachwycona. Chciałabym wykonać drugi? Nigdy więcej! Przynajmniej nie w najbliższym czasie ;)

Joanka
Viewing all 190 articles
Browse latest View live