Kiedy 4 miesiące temu zapadła decyzja o przeniesieniu pracowni do mieszkania musieliśmy się uprać z pytaniem JAK? Większości osób, z którymi rozmawiałam wydawało się oczywiste, że skoro mamy 2-pokojowe gniazdko to w jednym pokoju będzie "dom", w drugim "pracownia". My postawiliśmy inaczej, kierując się tym w jaki sposób żyje się nam w domu wygodnie, a nie tym, jak od teraz powinniśmy zacząć funkcjonować.
ZWRÓĆ UWAGĘ NA ETAPY, OBSZARY W OBRĘBIE SWOJEJ PRACY - ZGRUPUJ JE I NIE ŁĄCZ W SPOSÓB NIEWYGODNY
Będąc szefem małej firmy rękodzielniczej jestem człowiekiem-ośmiornicą, wykonującym na raz sporo profesji: projektowanie, krojenie, szycie, pakowanie, wysyłka, księgowość, marketing, fotografowanie, zarządzanie sklepem, księgowość (pomijam sprzątanie). To wszystko wymaga sprzętu i miejsca. Wyobraź sobie teraz te czynności jako jeden wielki worek spraw, które trzeba logicznie połączyć w grupy. Jest kilka motywów łączących: nożyce, zeszyt, u mnie jest to... tryb on- i off-line. Doświadczenie nauczyło mnie, że mój podział jest prosty: jedną część zadań wykonuję przy biurku z laptopem/telefonem w ręce, drugą przy stole z maszyną (+ deska do prasowania). To dość normalna procedura, że w miejscu pracy masz wyznaczone stanowiska - tak też jest i u mnie, z tą różnicą, że tym razem postanowiłam te dwie grupy zadań od siebie odseparować, by być jeszcze bardziej efektywną. Dlatego postawiliśmy na inny układ niż wiele osób zakładało: pracownia w sypialni i biuro w pokoju.
Będąc szefem małej firmy rękodzielniczej jestem człowiekiem-ośmiornicą, wykonującym na raz sporo profesji: projektowanie, krojenie, szycie, pakowanie, wysyłka, księgowość, marketing, fotografowanie, zarządzanie sklepem, księgowość (pomijam sprzątanie). To wszystko wymaga sprzętu i miejsca. Wyobraź sobie teraz te czynności jako jeden wielki worek spraw, które trzeba logicznie połączyć w grupy. Jest kilka motywów łączących: nożyce, zeszyt, u mnie jest to... tryb on- i off-line. Doświadczenie nauczyło mnie, że mój podział jest prosty: jedną część zadań wykonuję przy biurku z laptopem/telefonem w ręce, drugą przy stole z maszyną (+ deska do prasowania). To dość normalna procedura, że w miejscu pracy masz wyznaczone stanowiska - tak też jest i u mnie, z tą różnicą, że tym razem postanowiłam te dwie grupy zadań od siebie odseparować, by być jeszcze bardziej efektywną. Dlatego postawiliśmy na inny układ niż wiele osób zakładało: pracownia w sypialni i biuro w pokoju.
NIE PRACUJ W ŁÓŻKU!
Bo to niezdrowe, to wiemy. Podczas pracy powinniśmy się koncentrować w pełni na zadaniu i nie uda się nam to w miejscu, które mózg kojarzy z wypoczynkiem. Z tego powodu powinniśmy unikać nauki lub pracowniczych obowiązków w naszych pieleszach. Wyeliminowanie możliwości rozwalenia się z laptopem w łóżku mocno upraszcza sprawę, ale dlaczego uznałam, że wniesienie tam maszyn będzie OK? Odkąd wprowadziliśmy się do naszego mieszkania 3,5 roku temu ustaliliśmy wspólnie z Mężem zasadę: ZAKAZ WNOSZENIA LAPTOPA DO SYPIALNI i oboje się tego trzymamy. Dzięki temu jeśli robię coś przy laptopie to pracuję w zupełnym oderwaniu od łóżka, które po pracy pełni swoją normalną rolę, ale też od w oderwaniu od mediów. Przesunęliśmy łóżko w taki sposób, że stanowi odrębną przestrzeń, poza sferą maszyn. I mimo, że sąsiadują ze sobą to nie czuję się w nim jakbym nocowała w miejscu pracy - to osobny pokój w pokoju. To nasza baza i przystań off-line.
Takiego porządku staram się trzymać, podczas pracy panuje tu momentami chwilowy karambol, ale jest w pełni kontrolowany i codziennie sprzątany ;) |
OGRANICZENIE ROZPRASZACZY
Warto sobie zdać sprawę, co rozprasza Cię w pracy najbardziej. U mnie są to: włosy opadające na twarz, luźne rękawy i - przede wszystkim - telefon i laptop. O ile dwa pierwsze szybko można skorygować, tak dwie przeszkadzajki w postaci sprzętu wymagają taktycznego podejścia. Na szczęście zasada ZAKAZ WNOSZENIA LAPTOPA DO SYPIALNI mocno w nas wrosła i dzięki temu w naturalny sposób pozbawiłam się możliwości znoszenia laptopa do pracowni umieszczonej w sypialni. Swój telefon też zostawiam najczęściej na drugim końcu mieszkania i podchodzę do niego wyłącznie, kiedy dzwoni. Mam czystszą głowę. Zamiast wybijać się co kilka minut z rytmu, by sprawdzić (wiecie jakie to potrafi być odruchowe!) czy ktoś polubił moje zdjęcie, czy ktoś odpisał. Teraz robię to hurtem 2-3 razy w ciągu dnia, a nie za każdym plumknięciem telefonu. Argumentem jest też to, że nie chce mi się ruszyć tyłka i oderwać od szycia ;)
Warto sobie zdać sprawę, co rozprasza Cię w pracy najbardziej. U mnie są to: włosy opadające na twarz, luźne rękawy i - przede wszystkim - telefon i laptop. O ile dwa pierwsze szybko można skorygować, tak dwie przeszkadzajki w postaci sprzętu wymagają taktycznego podejścia. Na szczęście zasada ZAKAZ WNOSZENIA LAPTOPA DO SYPIALNI mocno w nas wrosła i dzięki temu w naturalny sposób pozbawiłam się możliwości znoszenia laptopa do pracowni umieszczonej w sypialni. Swój telefon też zostawiam najczęściej na drugim końcu mieszkania i podchodzę do niego wyłącznie, kiedy dzwoni. Mam czystszą głowę. Zamiast wybijać się co kilka minut z rytmu, by sprawdzić (wiecie jakie to potrafi być odruchowe!) czy ktoś polubił moje zdjęcie, czy ktoś odpisał. Teraz robię to hurtem 2-3 razy w ciągu dnia, a nie za każdym plumknięciem telefonu. Argumentem jest też to, że nie chce mi się ruszyć tyłka i oderwać od szycia ;)
Zanim przeniosłam się do domu z pracownią miałam "część biurową" nieopodal maszyny. To skutkowało tym, że ilekroć szłam do toalety czy nalać wody do czajnika zahaczałam mimowolnie o laptop i nagle bach: mail do odpisania, jakiś komentarz, ktoś o coś pyta i ciach - znikałam na 10, 20 minut, godzinę, dwie. Dlatego tak ważne jest dla mnie odcinkowe odcięcie się od internetu. Nie miałam nawyku ignorowania, nawet przy wyciszonych dźwiękach.
W sypialni poza łóżkiem i szafą z ciuchami, które są słabymi rozpraszaczami, mogę się skupić. W pracowni skupiam się na szyciu, a sprawami internetowo-sklepowo-mailowymi zajmuję się w pokoju, gdzie mam rozłożone stanowisko papierologiczne, w którym króluje laptop. Tu też mam zmagazynowane produkty i tutaj pakuję je do wysyłki. Przez lata wypracowałam sobie mocną dbałość o granicę praca-dom, więc nawet przecedzenie jej przez warunki domowe nie spowodowało zmian, ale muszę się pilnować. W moim przypadku bardziej sprawdził się nie podział na miejsce "do pracy" i "miejsce do życia", ale pracę "związaną z mediami" i "czysto rzemieślniczą", odciętą od internetu i sygnałów z telefonu.
moje "biuro" |
Ach! Zapomniałam o domowych rozpraszaczach, które na mnie czyhają! Wędrując po mieszkaniu natrafiam na miliony spraw, które mogłyby mnie wybić ze skupienia: brudne naczynia, wysypujące się pranie, okno usyfione, żwirek rozsypany przez kota, kibel wołający o pomstę do nieba! Olewam to - jestem w pracy, zajmę się tym PO PRACY. Chyba, że bardzo mocno potrzebuję odskoczni, zresetowania w celu odświeżenia myśli to chętnie łapię za gąbkę i szoruję gary, ale tylko pod warunkiem, że sama tego chcę, a nie dlatego, że muszę, bo.... (wpisz argument).
Mam to szczęście, że kiedy wyeliminuję rozpraszacze jestem w stanie się skupić do tego stopnia, że potrafię nie słyszeć Męża, kiedy do mnie mówi. Co gorsza, ja mu nawet odpowiadam, z czymś się zgadzam i dzieje się to totalnie poza moją świadomością! Kiedy pracuję, pracuję na maxa, w samotności z własną głową.
W PRACY PRACUJĘ
Wstaję z łóżka, ogarniam się i rozpoczynam pracę. Zaczynam od kubka kawy, yerby, herbaty, soku - czegoś na co mam mocną ochotę i siadam z kartką i długopisem, by zaplanować dzień. Tu startuję. Nie ma mowy o siedzeniu na gaciach, kawkowaniu z koleżankami, bieganiu w ciągu pracy po mąkę, bo się skończyła, o domowym śmiganiu w szlafroku - ja tak nie umiem i przyznam, że nie wiem jak osoby pracujące w domu potrafią balansować na linii domowego komfortu z pracą na luzie. Po włączeniu trybu "praca" pracuję, dbam o wyraźne odcięcie, bo wiem, że tylko dbałość o tą granicę i samodyscyplina pozwala mi na maksymalną efektywność. Później praca przechodzi w głowie w tryb OFF i zajmuję się sobą, domem i najbliższymi. Jeśli trafiam na dzień, który jak mur nie pozwala mi jakkolowiek iść do przodu z pracą to skupiam się na czymś innym (spacer, obowiązki domowe), stroję strunę i wracam do roboty.
PÓŁKI, PÓŁKI, DUŻO PÓŁEK!
Czasami myślę, że ciągoty w stronę zagraconych pomieszczeń, przestrzeni, w której panuje duża ilość małych rzeczy z duszą, ratują mnie w sytuacji posiadania pracowni i nie karzą czuć się źle, kiedy dookoła panuje chaos. Bliżej mi do nieposprzątanego skansenu, niż minimalistycznego wnętrza. Upchnięcie pracowni 33m2 w mieszkaniu 50m2 było porządnym wyzwaniem, ale uszczuplenie zapasów (o którym wspominałam opowiadając o plusach i minusach własnej pracowni) pokazało, że po pierwsze - można w ogóle dopuścić myśl, że zasoby można uszczuplić, bo część naprawdę niepotrzebnie się kurzy, i dwa - że się da to zrobić! Reorganizacja mieszkania wymagała uzbrojenia ścian w masę półek i dodatkową ogromna szafę. Staraliśmy się działać po kosztach, ale na tyle, by efekt grał z naszą estetyką. A że oboje lubimy pozwalane półki, więc wszystko gra!
- - - - ✂️- - - -
Początkowo kwestia zorganizowania zaawansowanej pracowni w mieszkaniu wydała mi się szaleńczym pomysłem, ale jak chichot losu pokazał - teraz zastanawiam się dlaczego nie doszłam do tego wniosku wcześniej! Rozdzielenie zakresów pracy w obrębie szycia i "spraw biurowych" (zarządzanie sklepem internetowym, kontakt z Klientami, pakowanie, wysyłka) zdaje egzamin i cieszę się, że rozgraniczyłam je na dwa dwa pokoje, a nie podział naszych kątów na część do pracy i część do mieszkania. Reorganizacja wyszła nam na plus - wszystko w domu ma swoje przypisane miejsce (wcześniej mieliśmy z tym kłopot), sprzątamy regularniej, bo mieszkanie potrafi się szybko wymknąć spod kontroli, jeśli bałagan trwa dłużej niż 2 dni. Możliwość pracy w różnych punktach losowo, skupiając się na działaniu off-line i on-line, jest w moim wypadku fantastyczna - nie siedzę na jednym przypisanym krześle, wciąż kursuję po domu. Zwykle spotykałam się z sytuacją, że osoby skupiają w jednym miejscu wszystkie czynności, ale wiecie, że jestem uparciuchem. Gdybym władała większym metrażem podeszlibyśmy do sprawy na pewno inaczej, ale ten układ wydaje mi się na chwilę obecną najbardziej sensowny i najbardziej efektywny. I puenta wydaje mi się jedna: ta sytuacja nauczyła mnie jeszcze większej dyscypliny, pozwoliła docenić co mam, jak umiem funkcjonować i co najważniejsze - że nie warto poruszać się utartymi schematami, tylko działać zgodnie z sobą.
Co nie zmienia faktu, że nadal marzę o domu z ogródkiem!
Jak to wygląda u Was? W jaki sposób zakreślacie podziały we własnych pracowniczych i domowych kątach?
Pozdrowienia,
Joanka