Wyruszmy w podróż w przeszłość, do moich pierwszych wypadów do lumpeksów!
Cofnijmy się w czasy, kiedy byłam na studiach. Możecie sobie wyobrazić mnie w parny, wakacyjny dzień na ul. Mariackiej w Gdańsku, 7 lat temu. Pracuję w cieniu północnej pierzei kamienic, siedzę na przedprożu i sprzedaję lnianą odzież artystyczną. Zafarbowane na rudo włosy, spleciony warkoczyk, popijam ciepłą już od upału wodę z butelki. Dorabiam, by móc wyjechać na wakacje we wrześniu i odłożyć kasę na później, na czas roku akademickiego. Dopiero zaczynam się uczyć szyć - lato i potrzeba sukienek oraz krótkich portek są idealnym motorem, by uczyć się z każdą nową rzeczą! Pracując dzień w dzień z lnianymi ciuchami mogłam godzinami rozmyślać nad ich kolorem, strukturą, konstrukcją i kręcąc się na krześle, gapiąc na tłumy przechodzących turystów czerpać garściami inspiracje i snuć pomysły, co by tu uszyć.... To czasy, kiedy mocno (i nieodwracalnie) zachłysnęłam się lnem i chodzeniem do lumpeksów, by wyszukiwać zwiewne białe kiecki i kwieciste rzeczy do przeróbek.
Za ile i kiedy kupiłam?
Prawdopodobnie w taki dzień, ok. 7 lat zawędrowałam do lumpeksu w Pruszczu, gdzie mieszkałam. W centrum jest lumpeks, który był dla mnie ostoją tego, czego szukałam! Kupiłam taką oto koszulę za kilka złotych - to był jeden z moich pierwszych, udanych zakupów, który wywołał wypieki na twarzy!
Po co to kupiłam?
Len, kwiaty - czego chcieć więcej? Koszula wylądowała w koszyku z myślą o skrojeniu jej, by wykorzystać wtórnie materiał. Później powędrowała na półkę, później na inną - nie miałam odwagi jej kroić.
Co z tego ostatecznie powstało?
Nic! A oto historia!
Cała koszula (a może żakiet?) jest skrojona z wąskich klinów - nie miałam pomysłu, co by uszyć ze skrojonych części. Wędrowała ze mną przez moje 3 pracownie, przerzucałam ją setki razy z kąta w kąt, miałam do niej szczególny sentyment, ale nigdy nie spojrzałam na nią jako coś do ubrania. Kiedy odwiedził mnie Janek Leśniak i kopał w moich rzeczach szukając czegoś do przeróbki wyjął tą koszulę: "ej Joanka to jest takie Twoje!". Zawahałam się. "Wiesz co Janek, nie krój jej - ona w sumie nadaje się do noszenia!". Odłożyłam na bok, aby przyzwyczaić się do tego nowego pomysłu.
Kilka dni wcześniej padł na blogu komentarz Arachne - Parasewii, odnośnie uszytej przeze mnie flanelowej sukienki, że kojarzy się jej z Laurą Ashley - brytyjską projektantką, znaną z kwiatowych wzorów. Po tej uwadze zainteresowałam się bardziej Laurą. Nawet nie macie pojęcia jak mi zaparło dech, kiedy po wyjeździe Janka wzięłam koszulę do rąk i po raz pierwszy spojrzałam na metkę! Z ciarkami na skórze po raz pierwszy od tych 7 lat ubrałam koszulę i po raz kolejny stwierdziłam, że nie wierzę w przypadki!
Historia tej koszuli była pisana w moim życiu przez 7 lat, by w końcu zagościć z pełnym uznaniem w mojej szafie!
O samej koszuli i wzorze nie udało mi się niestety zdobyć więcej informacji niż to, że trudno ją znaleźć, ale można ją kupić używaną na eBayu za 13-15 funtów. Tak bardzo chciałabym się dowiedzieć czy wzór zaprojektowała Laura, czy powstał w firmie już po jej śmierci.
Czy macie podobne historie, że czasem są potrzebne dziwne zbiegi okoliczności? Że wszystko jest po coś? Tym razem nic nie uszyłam, ale ta rzecz wywołała u mnie tyle emocji co uszyta kurtka parka!
Z chęcią poczytam Wasze opowieści o odkurzonych po latach zaskoczeniach :)
Wasza Joanka
Wasza Joanka
- - - - ✂️- - - -
PO CO TO KUPIŁAM to akcja, którą zainicjowałam po tym, gdy odkopałam spod fury kurzu mój stos ubrań, rzeczy do przeróbki i materiałów kupionych tylko po to, by "kiedyś" coś z nich uszyć. Okazało się, że zachomikowałam ponad 100 rzeczy do przeróbki - czas się nimi zająć! Celem akcji jest regularne uszczuplenie rzeczy czekających "na potem". Mój cel to 1 rzecz na 2 tygodnie, efekty prezentuję w co drugi piątek na blogu. Też jesteś typem chomika? Zachęcam, przyłącz się do ruchu oswobodzicieli szaf, kątów, strychów i piwnic!
Szczegóły akcji: KLIK
Chcesz zobaczyć moje efekty? Zapraszam - KLIK!