Będąc w liceum ubierałam ciuchy w soczystych kolorach, łącząc barwy według nie znanych mi już dziś algorytmów. Na studiach z kolei przeszłam fazę kwiecistej guwernantki w lnach i kieckach, a odkąd jestem z Pawłem stwierdziłam, że najlepszym kolorem jest szary, łączony z trampkami i czarnymi legginsami. Coś mi jednak ostatnio szeptało do ucha: Joanno, gdzie się podział Twój kolor? I tak oto jakiś czas temu przeglądając swojego Instagrama zauważyłam, że w 99% przepadkach, w których widać mnie na zdjęciach, jestem odziana w SZAROŚĆ. Zajrzałam do szafy - szarość! Ale nie ta elegancka, nie nie - ta nijaka, nudna szarość. Wypada coś z tym zrobić! Aby wygrać ze swoim jakże wyszukanym i ewidentnie zmierzającym w złym kierunku "stylem" zakupiłam sobie w tym celu dzianiny, ale z tym kolorem to nie za daleko uciekłam!
Po co to kupiłam?
Konkretnie - na bluzki. Na początku myślałam o tym, by uszyć bluzki wzorowane na szytej przeze mnie bluzce w lisy (o tej), przy czym obie miały być bez reglanu, ze zwykłym rękawem. Zakupiłam nawet ściągacze do kompletu! Tym razem się przygotowałam na całego!
Za ile i kiedy kupiłam?
Stosunkowo niedawno, bo jakieś 2 m-ce temu, po cenach sklepowych. Za cały zestaw dałam ok. 80-90 zł.
Co z tego ostatecznie powstało?
Bluzki, wedle założenia, ale troszkę - jak to kobieta -zmieniłam koncepcję.
Kiedy położyłam obok siebie te materiały skojarzyły mi się tylko z jednym - powyciąganą, spraną piżamą. Co tu zrobić, aby uniknąć efektu szaro-burych podomek? Z materiałem w szopki postanowiłam nie kombinować za dużo, bo wzór sam w sobie uważam za dość dominujący (też Wam się kojarzy ze straciatellą?). Uszyłam zwykły logsleeve z rękawem 7/8. Wykrój możecie pamiętać z szytego kilka postów wcześniej t-shirtu w lisy.
Z kolei z miętową dzianiną miałam zagwozdkę, bo nie chciałam szyć dwóch takich samych bluzek. Postanowiłam więc zaszaleć z reglanowym rękawem. Użycie wykroju też było sporym szaleństwem, bo zamiast poszukać formy na t-shirt postanowiłam porwać się na wykrój dzianej bluzy model 114 z Burdy 10/2016). Przygotowałam wykrój o rozmiar mniejszy niż noszę zazwyczaj, skroiłam materiał bez zapasów na szwy. W trakcie szycia pogłębiłam dekolt o 3 cm, a w rękawy oblamowałam misimi uśmiechami. Eksperyment uważam za udany!
Dzianiny jeszcze trochę mi zostało, ale co najważniejsze - spora część tych kawałków ubyła i skończyła tak, jak sobie wstępnie zaplanowałam. Ha! szarość w szafie przełamana! Szarości, dzianiny... mam naprawdę ochotę na zmiany i powrót do sukienek, czyli takiej mnie z czasów studiów, Joanki jaką tu poznaliście! Dobrze, że jest ten cykl - mam sporo rzeczy do przeróbek, nabytych w tamtych szalonych czasach!
A jak Wam idzie przerabianie? Materiały dalej się kurzą, czy Wy zasuwacie, że aż się kurzy?
Pozdrowienia serdeczne,
Wasza Joanka Z.
- - - - ✂️- - - -
PO CO TO KUPIŁAM to akcja, którą zainicjowałam po tym, gdy odkopałam spod fury kurzu mój stos ubrań, rzeczy do przeróbki i materiałów kupionych tylko po to, by "kiedyś" coś z nich uszyć. Okazało się, że zachomikowałam ponad 100 rzeczy do przeróbki - czas się nimi zająć! Celem akcji jest regularne uszczuplenie rzeczy czekających "na potem". Mój cel to 1 rzecz na 2 tygodnie, efekty prezentuję w co drugi piątek na blogu. Też jesteś typem chomika? Zachęcam, przyłącz się do ruchu oswobodzicieli szaf, kątów, strychów i piwnic!
Szczegóły akcji: KLIK
Chcesz zobaczyć moje efekty? Zapraszam - KLIK!
Zapraszam też na naszą grupę na Facebook`u: KLIK - nie tylko dla szyjących! ;)